Tekst: Patrycja Kateusz
Zjazdy po linie, pajęczyna, czy jazda w wiadrze...to kilka nazw przeszkód, na które świadomie zdecydowaliśmy się podczas długiego weekendu listopadowego. Ofiarą padł Park Linowy Sabat w Krajnie, a bezpośrednio instruktor przeprowadzający kurs jak należy prawidłowo posługiwać się sprzętem. Nie dość, że musiał tłumaczyć kobietom, to jeszcze w języku obcym, czyli podwójnie obco. Ofiar nie było, a przygód nie brakowało.
Trzy poziomy trudności i trzy trasy pełne ciekawych przejść, przelatywań i skoków. Przypomina małpi gaj, a tak na prawdę to raj dla każdego.
Zdobywczynie dwóch etapów trudności. W konfrontacji Polska-Australia. Wygraliśmy 3:0 :)
Najpierw była brawura...
...a potem strach i bliska integracja z naturą :)Mała przerwa na ścianie.
Kolejny dzień doprowadził do takiej perfekcji, iż nie warto było patrzeć pod nogi. Trening czyni mistrza!
Michał leci nad Sydney.